wtorek, 29 kwietnia 2014

Anioły i Demony

Nic tak dobrze nie pomaga w przeżywaniu fabuły razem z bohaterami jak odwiedzenie miejsc, które odwiedzały postaci powieści. Tak się ostatnio złożyło, że miałem przyjemność pojechania do Rzymu i tu znowu wracamy do mojego ulubionego autora powieści kryminalnych, którym jest oczywiści Dan Brown, autor między innymi „Kod Leonarda da Vinci”. Tym razem jednak nie byłem zainteresowany kodem lecz moim zdaniem jeszcze bardziej zaskakującą i szokującą książką – „Anioły i Demony”, których akcja rozgrywa się właśnie na ulicach Wiecznego Miasta.

To niesamowite uczucie chodzić po tych samych uliczkach co główni bohaterowie I odwiedzać te same miejsca, które zostały opisane w powieści. Jeszcze raz przybliżyłem sobie akcję kryminału i na własne oczy widziałem zabytki, dzięki którym Robert Langdon wpadł na rozwiązanie zagadki porwania kardynałów.


Polecam wszystkim, mającym taką możliwość, do odwiedzania miejsc opisywanych przez pisarzy, ponieważ pomaga to jeszcze dokładniej uzmysłowić sobie o czym myśleli nasi bohaterowie.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Vares

Kiedy mówimy o kryminale skandynawskim, często ograniczamy się do Szwecji i Norwegii. Nic dziwnego, ich produkcje zwykle wypadają najlepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o film. Warto jednak zainteresować się wytworami fińskiej literatury i ich ekranizacjami, bo klimat zasadniczo się różni. Warto przywołać serię filmów o detektywie Varesie, na którą trafi w końcu każdy fan kryminału rodem z północy, któremu znudzi się śledzenie wciąż tych samych bohaterów. Vares spodoba się tym, którzy polubili Varga Veuma, to podobny typ osobowości, tylko lubi sobie czasem wypić. Dużo wypić. Ale standardy etyczne pozostają te same, co w przypadku bohatera Instynktu wilka- uczciwość, ale z dobrocią bez przesady. Vares nie lubi hipokryzji, dobrze radzi sobie z wykorzystaniem środków nietypowych (i takichże osób) w swoich śledztwach, a jego znajomi (oprócz tego, że lubią się czasem napić) mają z nim niewiele wspólnego. To raczej grupka miejscowych filozofów. Serię ogląda się dobrze, ale estetyka jest nieco odmienna od tego, co znamy z Norwegii, Szwecji i Danii. Taka trochę słowiańska.
Poniżej trailer do filmu Ścieżka prawości:

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Elementary

Kolejny Sherlock. Dość specyficzny serial, bo mało w nim brytyjskiego polotu. Holmes też jest inny, niż chciałoby się go widzieć. Były narkoman, uzależniony finansowo od ojca. Nie ma tu na szczęście ckliwego dramatyzmu (prawie), ale dość humorystyczne ukazanie niedojrzałości. Holmes po kokainowym epizodzie nie pracuje dla Scotland Yardu, ale dla NYPD. Nowojorska policja zyskała cenny nabytek wraz z ciemnymi stronami. Sherlock jest tu nieco zdziecinniały, widać to we wszystkim (w skrótowych formach w sms-ach, w zachowaniu wobec trudności, a przede wszystkim w wyrazie twarzy- mina fochniętego dzieciaka towarzyszy mu często). Ekscentryzm Holmesa utracił elegancję, został sprowadzony do kolorowych skarpetek i erotycznych wyczynów w ramach naukowych eksperymentów. Jak radzi sobie dr Watson? Całkiem nieźle, głównie dlatego, że zaczyna jako towarzysz (a właściwie towarzyszka) trzeźwości Sherlocka, wynajęta przez jego ojca. Watson jest tu kobietą, byłym chirurgiem, który obrał nową ścieżkę kariery. Lucy Liu sprawdza się w tej roli (świetnie uzupełniają się z Jonnym Lee Millerem, grającym Sherlocka), ale postaci czegoś brakuje. Chodzi chyba o pewną dawkę ironii, z którą Watson podchodzi do dziwactw Holmesa- tutaj prawie tego nie ma. Plusem jest pojawiający się w późniejszych odcinkach brat głównego bohatera, który zachowuje pozory zachowania gentlemana, przy okazji nie zapominając o złośliwości. Mocną stroną serialu jest też muzyka, zwłaszcza zróżnicowanie jeśli chodzi o piosenki w ostatnich minutach każdego odcinka. Nie jest to mój ulubiony Holmes, trochę zbyt przekombinowany (sposób ukazania Moriarty' ego to porażka), ale podejście do serialu zależy też od nastroju. Da się oglądać.




poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Basic Instinkt

Niedawno, dość przypadkowo, przeglądając jedną ze stron internetowych natrafiłem na obrazek związany z filmem „Nagi Instynkt”. Słyszałem o nim bardzo dużo, ale zazwyczaj jego ocena kończyła się na słowach: całkiem dobry pornos. Film zostawiłem więc w spokoju, ale teraz postanowiłem, go obejrzeć.
Film jak najbardziej umieszczam wśród kryminałów, a nie filmów erotycznych, choć przyznaję, że wiele jest tam dość śmiałych scen. Cała fabuła opiera się na śledztwie wokół zbrodni, o którą jest oskarżona pewna piękna pisarka. W jednej ze swoich powieści opisała do złudzenia podobną zbrodnię, co daje jej dosyć mocne alibi. Popełnienie identycznego morderstwa w jakiś sposób podpisałoby ją pod tą zbrodnią. Do gry wkracza śledczy oskarżany o nadużywanie alkoholu. Pisarka wciąga go w niebezpieczny związek, co może mieć brzemienne w skutkach konsekwencje dla całego dochodzenia.

Bez wątpienia film ten możemy zaliczyć do klasyki kryminału. Tajemnicza atmosfera budowana od samego początku akcji trzyma widza w napięciu aż do samego końca. Polecam!

Sherlock

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynamy przegląd wcieleń Sherlocka Holmesa. Pierwszym, któremu przyjrzymy się bliżej, będzie bohater brytyjskiego serialu o niezbyt wyszukanym tytule. "Sherlock" to produkcja o tyle warta uwagi, o ile ceni się akcję szybką i biegnącą do celu bez zbędnego patosu. Sherlock ma tu twarz Benedicta Cumberbatha, ale nie twarz dodaje mu charyzmy. Ten głos! Gdy czytamy o przygodach Holmesa właśnie taki głos słyszymy w głowie, kiedy detektyw się wypowiada: pewny siebie, nieco znudzony, ale zawsze ciekawski. To oraz postawiony kołnierz płaszcza czynią tego Sherlocka wiarygodnym. Akcja przeniesiona jest do współczesności, ale nie pojawia się przez to dysonans w odbiorze adaptacji. Wręcz przeciwnie, daje to wiele humorystycznych motywów, jak choćby plastry nikotynowe przyklejane po 3 na raz (powieściowy Sherlock mógł palić fajkę, ale współczesny właśnie rzuca). Skoro jesteśmy przy humorze, nie sposób zapomnieć o pani Hudson (Una Stubbs), gospodyni domu przy Baker Street. Pomijając fakt, że w młodości była żoną członka kartelu narkotykowego (to nie jest zabawne, ale sposób w jaki o tym opowiada- tak), jest ona niespotykanym źródłem zabawnych wypowiedzi ("Z pewnością niedługo znajdzie się jakieś miłe morderstwo, nie martw się"). Podobnie jest z Watsonem. Czasami można odnieść wrażenie, że kradnie on Sherlockowi całe show. Kreacja Martina Freemana (skąd ja go znam... "Hobbit"!) sprawia, że można sobie wyobrazić cały półtoragodzinny odcinek bez Sherlocka, ale bez Watsona- nigdy. No i Moriarty, czarny charakter. Gdy widzimy go po raz pierwszy nie zwrócimy na niego uwagi. Wydaje się być tylko niezbyt inteligentnym ofermą, pełniącym funkcję przerywnika w nieustającym procesie myślowym Holmesa. Jest to jednak długi i pełen emocji przerywnik. Andrew Scott wykreował przeciwnika godnego wielkiego umysłu Sherlocka, nie pozbawiając przy tym Jima Moriarty'ego nutki absurdalnej śmieszności. Ale i tak wasza uwaga ciągle skupiać się będzie na Watsonie.


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

50 twarzy Sherlocka- zapowiedź

Skoro poruszyliśmy temat klasyki, nie wypada nie wspomnieć o najsłynniejszym detektywie świata. Jego światem rządzi logika, jego hobby to dedukcja. W zasadzie nie jest konieczne przedstawianie tego pana, ale warto wspomnieć, że występuje on w wielu odsłonach. Ile adaptacji, tylu Holmesów, dlatego postanowiliśmy dokonać przeglądu tych wcieleń. Już nie długo na blogu rozpoczniemy serię porównawczą. Kryterium to nie tylko wierność, z jaką odtworzono wizję sir Arthura Conan Doyle'a, ale też dopasowanie do współczesnych realiów (ważne w adaptacjach serialowych) oraz charaktery pozostałych postaci. Chodzi tu przede wszystkim o Watsona, bez którego obraz Sherlocka jest niepełny, ale i o wielkiego geniusza zbrodni. Moriarty nadaje akcji tempo i czyni zagadki bardziej kunsztownymi, więc jego wcielenia również stanowią o wartości adaptacji. Co poza tym? To będzie niespodzianka, bowiem każda wersja potrafi zaskoczyć, czasem nawet samego Sherlocka.

Klasyka Kryminału

Każdy miłośnik literatury kryminalnej z całą pewnością słyszał o serii książek zatytułowanej "Klasyka Kryminału". Dla osób, które nie miały przyjemności obcować z żadną z pozycji przygotowałem krótką prezentację kilku tytułów, które w tej serii się mieszczą.
Podróż po "Klasyce Kryminału" należy zacząć od chyba najbardziej charakterystycznej autorki, która w pewien sposób reprezentuje całą serię. Mowa oczywiście o Agacie Christie i jej wspaniałych kryminałach będących zbiorem przeróżnych historii, zaczynając od tych przerażających i zatrważających, aż po opowieści z nutką humoru i rozrywki. Spośród wielu pozycji tej pisarki wybrałem jedną, którą chciałbym szczególnie polecić.
Jest to "Wielka Czwórka". Różni się ona od innych kryminałów Agaty Christie tym, że sławny detektyw Hercules Poirot nie rozwiązuje zagadki pojedynczych morderstw będących dziełem jednego zbrodniarza, lecz z wielką, międzynarodową organizacją dążącą do tego aby zdobyć władzę na świecie. Zdecydowana większa część akcji ma miejsce w Londynie, co nadaje książce specyficznego klimatu, szczególnie wyczuwalnego przez tych, którzy to miasto mieli szansę odwiedzić.
Kolejnym pisarzem, który znalazł się wśród serii "Klasyka Kryminału" jest Joe Alex, a właściwie Maciej Słomczyński, który w czasach PRL-u pisał pod tym właśnie pseudonimem.  W tej serii nie mogło go zabraknąć, ponieważ jest on jednym z najbardziej znanych polskich pisarzy PRL-u. Na liście "Klasyki Kryminału" znajduje się kilka jego książek, ale postanowiłem wybrać jedną, chyba najbardziej charakterystyczną, przynajmniej w moim odczuciu.
"Gdzie przykazać brak dziesięciu" to opowieść o wyprawie Joe Alexa do Mandalay House, gdzie udaje się wraz z Caroline Beacon, wnuczką generała Sir Johna Somervilla, który jest gospodarzem posiadłości. Na miejscu główny bohater stara się pomóc generałowi rozwiązać kryminalną zagadkę, lecz w trakcie śledztwa generał umiera, a Alex na własną rękę musi rozwiązać tajemniczą sprawę śmierci Sir Johna. W kryminale nie brakuje przerażających i niesłychanie emocjonujących momentów. Ciekawa fabuła i prosty język każdej z powieści Macieja Słomczyńskiego przyciągnęły wielu amatorów powieści kryminalnych, ale "Gdzie przykazań brak dziesięciu" jest chyba najlepszym tytułem, od którego warto rozpocząć przygodę z Joe Alexem.
Ostatnim z pisarzy, których chciałbym przedstawić, a którzy pojawili się w serii „Klasyka Kryminału” jest Rex Stout, amerykański autor powieści detektywistycznych, których bohaterem jest niezwykle bystry, ale i otyły detektyw Nero Wolfe. Książka opowiada o wizycie detektywa w posiadłości Toma Pratta, który jest właścicielem popularnych restauracji. Jego pomysł, aby potężnego byka upiec na grillu w celach promocyjnych budzi wśród lokalnych farmerów sprzeciw i oburzenie. Całą sprawę podgrzewa fakt, że jednego z sąsiadów Pratta znaleziono martwego. Miejscowa policja nie potrafi wyjaśnić zagadki tajemniczej śmierci mężczyzny. Do akcji wchodzi niezłomny Nero Wolfe, który stara się na własną rękę wyjaśnić całą zagadkę oraz załagodzić narastający konflikt pomiędzy farmerami a restauratorem.
Tutaj kończymy naszą podróż po książkach z serii „Klasyka Kryminału”. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu zachęciłem was do sięgnięcia po jedną z pozycji należących do tej kolekcji. Oczywiście na liście lektur z tej serii znajduje się dużo więcej tytułów, ale spośród nich wybrałem te najbardziej charakterystyczne dla danego autora oraz takie, które sam gorąco polecam. Zachęcam do zapoznania się z nimi. Napiszcie też jakie kryminały wy polecacie